OBRONA LWOWA 1918 SEMPER FIDELIS
18 listopada zapraszamy na krakowskie obchody 105. rocznicy bohaterskiej obrony Lwowa - zwycięskiego powstania Orląt Lwowskich
Artur Oppman, Orlątko | ... Mamo, czy jesteś ze mną? Nie słyszę twoich słów... W oczach mi trochę ciemno... Obroniliśmy Lwów!... Zostaniesz biedna samą... Baczność! Za Lwów! Cel! Pal! Tylko mi ciebie, mamo, Tylko mi Polski żal!...
OBRONA LWOWA 1918-1920 SEMPER FIDELIS
Ochotnicza Legia Kobiet, ochotnicza organizacja wojskowa utworzona we Lwowie w 1918 przez kobiety, pragnące walczyć o niepodległość Polski. Kobiety z OLK walczyły o Lwów w trakcie wojny polsko-ukraińskiej oraz wojny polsko-bolszewickiej, w tym także w walkach o Wilno

Profesor Adam Wielomski - Neokolonializm i biopolityka nad Wisłą

Ponad dwadzieścia lat temu w jednej z powstających wtenczas szkół niepublicznych dostałem propozycję prowadzenia zajęć z historii państwa i prawa. Kurs miał być dla studentów prawa, podczas gdy ja byłem z wykształcenia politologiem i na moich studiach zajęcia z tej tematyki zaczynały się wraz z Renesansem – gdy powstawały nowoczesne państwa – podczas gdy tutaj miałem prowadzić go zaczynając od Średniowiecza. Dlatego pierwsze zajęcia wymagały ode mnie nieco wysiłku i lektur w bibliotece. Piszę o tym, ponieważ pamiętam, że czytałem wtenczas między innymi stary, jeszcze mocno komunistycznym językiem napisany tekst o państwowości polskiej za Piastów. Jego autor, którego nazwiska po tylu latach już nawet nie pamiętam, zaczął go od stwierdzenia, że niepodległość państwa średniowiecznego można rozpatrywać w kilku wymiarach: politycznym, ekonomicznym i ideologicznym. Ten ostatni przymiotnik pobudził mnie mocno do myślenia, ponieważ na studiach uczono mnie, że państwo suwerenne samo podejmuje decyzje w zakresie polityki i swojej ekonomii, ale suwerenność ideologiczna?

Dziś, po prawie ćwierćwieczu, doceniam mądrość i przenikliwość tamtego autora. Nie ma wątpliwości, że istnieje coś takiego jak suwerenność czy niepodległość ideologiczna. To mieli na myśli najpierw marksista włoski Antonio Gramsci, a za nim nowo-prawicowy Alain de Benoist, piszący i nauczający o „władzy kulturowej”. Kultura i ideologia są oczywiście narzędziami władzy i dlatego w stosunkach międzynarodowych często mówi się o miękkiej władzy („soft power”), towarzyszącej lub nie potędze polityczno-ekonomiczno-militarnej („hard power”). Dlaczego konstatacja taka blisko ćwierć wieku temu wywołała u mnie takie zdziwienie i pobudziła mnie do bibliotecznej medytacji? Dlatego, że jako stosunkowo świeży absolwent studiów politologicznych jakby nie miałem świadomości wagi tego czynnika. Kiedy studiowałem politologię, to uczono mnie o instytucjach politycznych i prawnych, o partiach, ideologiach i doktrynach, o socjologii polityki, o polityce światowej, etc. Ale w programie zgoła nic nie było o roli kultury i ideologii dla ustanowienia panowania lub posłuszeństwa politycznego.

Myślę, że moi czcigodni Profesorowie, którzy uczyli mnie na studiach, nie pominęli tego problemu świadomie. To był początek lat dziewięćdziesiątych, gdy właśnie obalono władzę PZPR i jej „urzędową” ideologię marksizmu-leninizmu. I wtedy jeszcze wszyscy wierzyli w wolność polityczną, wolność słowa, wolność myśli, wolność szerzenia i wymiany idei. Wystarczyło tylko nauczyć ludzi jak mają wyglądać instytucje liberalno-demokratyczne, jak się po nich poruszać, założyć partię polityczną, pokazać się w telewizji. Wierzono jeszcze, że o wszystkim decyduje racja, program, idee, które wyrażają naszą wolność, a nie panowanie nad kimś.

Rzeczywistość następnych trzydziestu lat brutalnie zweryfikowała te liberalne i wolnościowe mrzonki! Po jakimś czasie do nas dotarło, że nie ma „wolnych mediów”, „niezależnej telewizji” i „obiektywnych gazet”. Wszystko, czy prawie wszystko to, co miało być neutralne, w rzeczywistości komuś i czemuś służyło, a wszechobecna ideologia wolności myśli, prasy, słowa pisanego i mówionego była dobrze zakamuflowaną ideologią triumfującego wtenczas na świecie neoliberalizmu. Mieliśmy wierzyć w wolność gospodarczą, aby na „wolnym rynku” międzynarodowe korporacje mogły za bezcen wykupić i złupić polską gospodarkę w procesie tzw. prywatyzacji. Mieliśmy wierzyć w wolność słowa, aby zachodnie media mogły ustanowić swój dyktat, przejąć nasze i narzucić wszystkim panujący język dyskursu. Mieliśmy wierzyć w idee „wolnego świata”, abyśmy uznali, że właściciele i mocarstwa strony „wolnościowej” mają rację w sporach politycznych z „wrogami wolności”. Gdy mówiono nam o wolności, tam zachodni politycy widzieli hegemonię własnych państw nad Polską. Gdy mówiono nam o rynku, tam zachodni biznesmeni widzieli „prywatyzacyjne okazje” i likwidację ustawodawstwa chroniącego pracowników harujących w ich firmach. Gdy mówiono nam o wolności myśli, to znaczyło to, że zachodnie media ustanowią swoją hegemonię medialną i narzucą własny sposób myślenia. Gdy naukowców nauczano o zasadach „nauki wolnej od ideologii”, znaczyło to, że będą w niej panować idee liberalno-demokratyczne. Wolność w świecie zachodnim nie polega na tym, że się myśli, mówi i robi to, co chce, lecz to, że powtarza się slogany za właścicielami tego świata i uważa się, że jest się wolnym. Mateusz Morawiecki w swoim słynnym podsłuchanym bon mocie mówi, że „Polska należy do kogoś z zewnątrz”. Owszem, należy i jeśli chcesz spokojnie pracować, zarabiać i żyć, to musisz mówić to, co powiedzieli ci w telewizorze nasi zewnętrzni właściciele.

Nielubiany i krytykowany przeze mnie francuski postmodernista Michel Foucault wprowadził do dyskusji o polityce pojęcie „biopolityki”. To nic innego jak polityka mająca na celu ukształtować ludzką świadomość. Zwycięstwo biopolityczne polega na tym, że nie tylko zwyciężymy wroga, lecz wmówimy mu – dzięki indoktrynacji i technikom pijarowskim – że mieliśmy rację, iż jest dlań lepiej, że przegrał. W efekcie, wróg zaczyna marzyć, aby myśleć i oglądać świat z perspektywy zwycięzcy. Chce stać się taki, jak zwycięzca. Tak wyglądało zwycięstwo Zachodu nad Blokiem Wschodnim, a przynajmniej nad krajami naszej części Europy, gdyż zachodnia biopolityka ostatecznie przegrała w Rosji, a dziś walczy o opanowanie Białorusi i Ukrainy. W 1989 roku wszyscy Polscy utożsamiali wolność ze Stanami Zjednoczonymi, a niewolę z Rosją. Wierzyli, że wolny rynek jest najlepszym systemem, a szczytem marzeń jest sprywatyzowanie wszystkiego inwestorom z Ameryki i z Niemiec. Byli przekonani, że wykup naszych banków jest wzmocnieniem naszej gospodarki, a zainstalowanie tutaj wysokonakładowych i posiadających gigantyczne zasięgi mediów korporacyjnych zbuduje w Polsce upragnioną wolność słowa. Konserwatyści w Polsce wzorowali się na amerykańskich neokonserwatystach – w istocie będących ogarniętymi antyrosyjską obsesją trockistami, którzy nie mogli wybaczyć Rosjanom, że poparli Stalina przeciwko Trockiemu. Katolicy polscy stali się tzw. teokonserwatystami, czyli uwierzyli w doskonałość amerykańskiego rozdziału państwa od kościołów, przy jednoczesnym mieszaniu w jeden system wszystkich systemów teologiczno-konfesyjnych, na końcu którego to procesu przywitali się z „wartościami judeochrześcijańskimi”, jakby zapominając, kto – wedle kanonicznych Ewangelii – krzyczał „Uwolnić Barabasza!”. Bardziej umiarkowani katolicy zakochali się w niemieckiej chadecji, żywiąc się obficie jej grantami. Z kolei polska lewica porzuciła kwestie społeczne, stając się groteskową karykaturą zachodniego lewicowego liberalizmu, gdzie w roli „podmiotu historycznego” ubogiego zastąpili homoseksualiści, feministki i lesbijki.

Prawda jest taka, że Polacy masowo przegrali wojnę o tożsamość, w wojnie biopolitycznej ponosząc gigantyczną klęskę. Naród, który miał najmniej zaufania do państwowej telewizji w całym bloku wschodnim i zachowywał najwyższy krytycyzm wobec oficjalnej ideologii, stał się dziś gromadą wierzącą w każde twierdzenie płynące z telewizorów, bez względu na to czy dotyczy to covida, szczepień i noszenia namordników, Rosji i Ukrainy, etc. Ważne, aby wszystkie stacje codziennie, ustawicznie i zgodnie w danej sprawie mówiły to samo. Dziś, na naszych oczach, upowszechnia się płynąca z wielkich mediów religia klimatyzmu. I ludzie w te brednie też wierzą, gdyż przegrali walkę biopolityczną, utracili swoją tożsamość i zdolność do krytycznego myślenia. W to miejsce stali się wyszczepionymi aktywistami klimatycznymi, walczącymi z „nietolerancją i homofobią”, uważającymi się w dodatku za „sługi narodu ukraińskiego”. Naród podzielony został przez sprytną socjotechnikę na dwa zwalczające się plemiona „lemingów” i „pelikanów”, które niczym nie różnią się w stopniu indoktrynacji i zidiocenia.

Polacy przegrali wolne i suwerenne państwo po II Wojnie Światowej i zostali poddani powierzchownej komunizacji. Ale wojnę biopolityczną wygrali, gdyż nie dali się zindoktrynować w duchu marksizmu-leninizmu. Niestety, przegraliśmy wojnę biopolityczną z liberalnym zachodem, ponieważ zakochaliśmy się w świecie protestancko-germańsko-anglosaskim, który gardzi nami jako Słowianami i katolikami. Z racji plemienno-konfesyjnych uważa, że jesteśmy gorszymi ludźmi. Mając własne interesy ekonomiczne, polityczne i militarne Zachód mógł nas wpuścić do NATO czy Unii Europejskiej, ale jako tych gorszych, stojących w przedpokoju, których się poucza, wykorzystuje, wykupuje i wyzyskuje. Z radością zaakceptowaliśmy tę rolę, i nadal ją akceptujemy, gdyż mamy kompleksy niższości, a mamy je, ponieważ przegraliśmy wojnę biopolityczną. Przegrawszy ją, chcemy być takimi, jakimi są ci z Zachodu, a szczególnie z Ameryki. Pogardzamy Rosjanami, gdyż oni nie chcą klęczeć przed Zachodem tak, jak my klęczymy.

Profesor Adam Wielomski - Neokolonializm i biopolityka nad Wisłą

W stanie tego psychicznego uzależnienia bezrefleksyjnie przyjęliśmy wszystkie zachodnie idee, ideologie i instytucje. Nie przyjmowaliśmy ich na naszych warunkach i nie modyfikowaliśmy ich zgodnie z własnym usposobieniem. Dostaliśmy warunki przyjęcia en bloc od wymarzonego Zachodu i zaakceptowaliśmy je jeszcze zanim je nam dokładnie przedstawiono. Tym samym utraciliśmy naszą suwerenność „ideologiczną”. Uznaliśmy, że jesteśmy tylko małymi uczniami Zachodu, który jest naszym mistrzem i ma z tego powodu prawo nas pouczać, dyscyplinować, karać. W poczuciu niższości oddaliśmy zagranicznym korporacjom całą naszą gospodarkę, bankowość, media. Staliśmy się tylko tubylcami zamieszkałymi na przestrzeni należącej „do kogoś z zewnątrz” i jeszcze cieszymy się z tego faktu, gdy zagraniczni przybysze rozdadzą nam kilka paciorków, poklepią po plecach, pochwalą w przemówieniu powitalnym lub na łamach zagranicznej gazety. Oto neokolonializm absolutnie doskonały.

Jesteście z siebie dumni?

Adam Wielomski

Tekst pierwotnie ukazał się 10 listopada 2023 roku na portalu Konserwatyzm.pl

Czytaj także: Wielomski: Strefa Gazy

 

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
 

 Fundacja Pobudka

Budzimy Śpiących Rycerzy

 

*pole obowiązkowe

Twoje dane osobowe przesłane za pośrednictwem tego formularza zostaną wykorzystane wyłącznie do wysłania odpowiedzi na zapytanie. Blog Letheko nikomu nie udostępnia danych osobowych korespondentów. Nasza polityka przetwarzania danych osobowych oraz prywatności oraz plików cookies.

 
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.