Profesor Adam Wielomski
„Zgodność twierdzenia z rzeczą”
Spotkałem ostatnio osobę o wykształceniu humanistycznym, bardzo mocno przeżywającą obecną wojnę rosyjsko-ukraińską. Osoba ta jednoznacznie stała po stronie Ukrainy, co w Polsce nie jest bynajmniej postawą odosobnioną. Zaczęliśmy rozmawiać najpierw o przyczynach wojny, a następnie o jej przebiegu. Obydwoje zgodziliśmy się dość łatwo, że spoza „mgieł wojennej propagandy” bardzo trudno jest dotrzeć do faktów, czyli do prawdy. W pewnym momencie zaczęliśmy rozmawiać o tychże „mgłach wojennej propagandy”. Po chwili zorientowałem się, że mój Rozmówca jest przekonany, że Ukraina tę wojnę wygrywa, pokonując Rosjan w kolejnych bitwach i zadając im potworne straty, liczące już kilkadziesiąt tysięcy poległych żołnierzy. Zmieniłem temat na źródła informacji wojennych. I wtedy dowiedziałem się, że jedno z najlepszych źródeł informacyjnych, gdzie co drugi dzień pojawiają się szczegółowe raporty o sytuacji, jest przez mojego Rozmówcę pomijane, ponieważ „Oni analizują nie tylko raporty ukraińskie, lecz także rosyjskie”. Gdy wyraziłem wątpliwość, czy raporty Sztabu Generalnego Ukrainy są wiarygodne i czy nie należy konfrontować ze sobą informacji obydwu stron, w celu choćby zbliżenia się do prawdy, usłyszałem: „Śledzę tylko źródła ukraińskie, bo chcę wierzyć, że Ukraina wygrywa”.
Przytoczyłem tę rozmowę, ponieważ doskonale ilustruje różnicę pomiędzy prawdą a myśleniem mitycznym. Jak definiuje pojęcie prawdy Arystoteles, jest to „zgodność twierdzenia z rzeczą”. Dlatego ten, kogo interesuje prawda, stara się dowiedzieć, czy Łyman, Popasna lub Siewierodonieck zostały przez Rosjan zajęte, czy też nadal bronią się w nich Ukraińcy. W gąszczu propagandy wojennej trudno niektóre fakty bezspornie ustalić, lecz uznajemy za rzecz oczywistą, że rzeczy w stosunku do twierdzeń mają się TAK lub NIE. Istnieją trzy możliwe prawdziwe odpowiedzi dotyczące na przykład bitwy o Siewierodonieck: 1/ Rosjanie zdobyli miasto; 2/ Rosjanie nie zdobyli miasta; 3/ trwają walki w mieście. Możliwe jest także zdanie nieprawdziwe, czyli kłamstwo: „Rosjanie nie zdobyli miasta”, chociaż w rzeczywistości je zdobyli. Nieprawda i fałsz to rzecz ludzka. Możemy się mylić i wydać błędne orzeczenie, ponieważ nieprawidłowo zbadaliśmy fakty i orzekamy o stanie faktycznym, który wygląda inaczej niż wynikałoby z posiadanych przez nas informacji. Mogliśmy pomylić się sami lub nas oszukano czy wprowadzono w błąd. Sprawa jest bardziej interesująca poznawczo w przypadku osoby opisanej w pierwszym akapicie. Oto przypadek, gdy człowiek świadomie nie dąży do poznania prawdy, preferuje cieszyć się dobrym samopoczuciem, dzięki samooszustwu, przy czym trudno powiedzieć, na ile jest to czyn świadomy (badanie źródeł tylko jednej strony, aby autentycznie cieszyć się fikcyjnymi triumfami armii ukraińskiej), a na ile nieświadomy, wynikły z tak mocnego ulegnięcia propagandzie jednej ze stron, że przestaje się przyjmować fakty, a nawet zwracać uwagę na relacje, opinie i opisy zakłócające przyjemność kontemplowania sukcesów strony, z którą się sympatyzuje. Opisaną tutaj postawę określam mianem myślenia mitycznego.
Od prawdy do mitu
Cała filozofia klasyczna (grecka), chrześcijańska i nowożytna poszukiwały prawdy, starając się zrozumieć świat, zbadać go i opisać w kategoriach prawdy, czyli „zgodności twierdzenia z rzeczą”. Platon zwalczał sofistów z powodu ich „doksologii”, czyli poszukiwań nie prawdy samej w sobie, lecz ludzkich mniemań (gr. doksa), a konkretnie mniemań większości. Chrześcijanie byli dumni, że dotarli do prawdy, przyjmując za autentyczne Objawienie. Myśliciele nowożytni uważali, że dotarli do prawdy, ponieważ właśnie odrzucili autorytet Objawienia i poszukują prawdy wyłącznie za pomocą rozumu, który nie zważa, ani na Kościół, ani na religię, ani na tradycję i obyczaj, ani na żaden wyższy od niego autorytet. Platon mógł się o pojęcie prawdy spierać z Arystotelesem, tego drugiego mógł krytykować Tertulian lub św. Bonawentura, a tych ostatnich mogli zwalczać Antoine de Condorcet czy Georg Hegel. Wszystkim im chodziło jednak w gruncie rzeczy o to samo: o prawdę. Nawet Marks szukał prawdy, którą chciał wydobyć spod „ideologii”, jaką rzekomo narzuciły światu klasy posiadające. I wszyscy zgodnie zarzucali swoim oponentom, że się z prawdą minęli, czyli głoszą kłamstwo. Ludzie potrafili się mordować o prawdę i w imieniu prawdy. Możemy to dziś potępiać, ale jest to dla nas świadectwem, że była ona dla nich ważna.
Pojęcie prawdy zostało podważone w filozofii niemieckiej. Już Marcin Luter proklamował formułę „samodzielnej interpretacji Biblii”, w oderwaniu od autorytetu Kościoła i bez analizy Litery biblijnej przez pryzmat Tradycji katolickiej. Mimo to wierzył, że asystencja Ducha Świętego zapewnia protestantowi dotarcie do prawdy, gdy studiuje Pismo Święte. Z ogółu poglądów Lutra wynika, że prawdy właściwie nie ma, lecz on święcie wierzył, że jest i to jemu właśnie Duch Święty podyktował prawowitą wykładnię Litery biblijnej. Mniej złudzeń miał Immanuel Kant, którego Heinrich Heine trafnie nazywał „Robespierre’em filozofii”. Ten syn luterańskiego pastora już nie wierzył w Boga, w konsekwencji czego wszystkie prawdy stanowiły dlań jedynie fenomeny i noumeny powstające w naszym umyśle. Prawdę, na swój własny użytek, tworzy osoba poznająca. Prawdą nie jest zgodność twierdzenia z rzeczą, lecz zgodność twierdzenia z rozumowymi kategoriami poznającego. Ostatni krok ku nowej koncepcji „prawdy” uczynił Friedrich von Schelling, dowodząc, że Objawienie, rozum i mit stanowią równoprawne źródła do poznania prawdy. Po raz pierwszy mit staje się źródłem poznania!
Mit w miejsce prawdy
Fryderyk Nietzsche odrobił lekcję z filozofii Schellinga i pod koniec XIX stulecia wprowadził pojęcie mitu, rozumiejąc pod nim subiektywne przekonanie wielkiej ludzkiej zbiorowości w danym czasie (na przykład narodu w XIX czy w XX stuleciu). Ogłosił, że nie ma prawdy jako takiej, lecz są jedynie powszechne przekonania konkretnej zbiorowości w konkretnym czasie, które za prawdę uchodzą. Prawda „niemiecka” w XX wieku może być w tym samym czasie odmienna od prawdy „polskiej”. Co więcej, to co Niemcy w XX wieku uznawali za oczywistą prawdę, mogą nie uznawać za nią sto lat później. W ten sposób Nietzsche negował racjonalistyczne twierdzenia współczesnej mu filozofii, przeciwstawiając racjonalnym poglądom intelektualistów siłę zbiorowych wyobrażeń i przekonań, tak samo powszechnych, jak na niczym nieugruntowanych.
W okresie międzywojennym Martin Heidegger usystematyzował ten pogląd w cały system filozoficzny „bycia” (zmiennego, stającego się, rozwijającego się). W tym rozumieniu narodowy socjalizm dla Niemców w pierwszej połowie XX wieku był „prawdą”, a dla Polaków – systemem zbrodniczym, opartym na fałszywych przesłankach światopoglądowych. Heidegger najpierw wykładał, że prawda jest zakorzeniona w danym Volku i w danej epoce, po czym sam bez wahania wstąpił do NSDAP, uznając, że nazizm jest niemiecką prawdą XX stulecia. W ten sposób istotą jego filozofii stała się teza, że subiektywne i zbiorowe mniemania zastąpiły klasyczne pojęcia prawdy, dobra, sprawiedliwości itp. Każda wspólnota ma swoją „prawdę”.
Po 1945 roku, pomimo denazyfikacji politycznej, nie doszło do denazyfikacji filozoficznej Niemiec i koncepcja ta prawie opanowała współczesny świat, głównie zresztą za sprawą imigrantów z III Rzeszy, rozsiewających po uniwersytetach całego zachodniego świata dziedzictwo relatywistycznego kantyzmu. Nie uległy jej tylko stosunkowo wąskie kręgi katolicko-konserwatywne i osoby wychowane na filozofii klasycznej. Co ciekawe, użycie przez nazistów filozofii Nietzschego, jak i czynne włączenie się Heideggera do NSDAP z trudnych do zrozumienia powodów nie skompromitowało koncepcji mitu. Nietzschego łatwo można było obronić, gdyż zmarł w 1900 roku, a jego interpretacja przez hitlerowców faktycznie była mocno wybiórcza. Heideggerowi zaś bardzo łatwo wybaczono uwikłanie w nazizm, oddzielając jego życie od poglądów, tak jak gdyby jego wybory życiowe nie były pokłosiem poglądów filozoficznych.
Cały francuski postmodernizm wywodzi się z pojęcia prawdy jako mitu stworzonego przez Nietzschego i Heideggera. Jego ojcowie – Jacques Derrida i Gilles Deleuze – wprost zachwycali się destrukcją wszystkich prawd dokonanych przez filozofów niemieckich, co potem Derrida ujął w formule „dekonstrukcji”. W latach sześćdziesiątych XX wieku Nietzsche i Heidegger królowali w filozofii rodzącego się postmodernizmu. Mimo że Derrida miał żydowskie pochodzenie, zawzięcie bronił Heideggera przed zarzutami o głębokie uwikłanie w nazizm. Była to obrona histeryczna i emocjonalna, a w naszym przekonaniu, mało przekonywująca. Generalnie postmoderniści twierdzili, że filozofia niemiecka słusznie zastąpiła prawdę mitami, a tylko naziści nie zrozumieli i opacznie zinterpretowali obydwu filozofów, dając tej koncepcji wymiar zbrodniczy.
Postmoderniści zaproponowali własną interpretację pojęcia mitu, który Jean-François Lyotard ochrzcił nową nazwą „wielkiej narracji”. Między ujęciami mitu narodowych socjalistów i postmodernistów zachodziła zresztą znacząca różnica: naziści wierzyli w mit kolektywny i nietolerancyjny, który nie tolerował w danym narodzie i epoce innych mitów. Dlatego ugruntowano na nim państwo totalitarne. Postmoderniści uznali, że skoro nie ma prawdy jako zgodności pojęć i nazw ze stanem faktycznym, to w tym samym społeczeństwie i czasie mogą funkcjonować różne mity (wielkie narracje), zgodne tylko w tym, że obiektywna prawda jest pojęciem przestarzałym. Dlatego większość z postmodernistów była lewicowymi liberałami i socjaldemokratami, broniącymi wizji społeczeństwa pluralistycznego, gdzie wszystko jest relatywne. Jedynym wrogiem byli dla nich zwolennicy istnienia prawdy, czy to w formie klasycznej (chrześcijanie), czy to w formie mitologicznej (hitlerowcy). Parafrazując słowa Chrystusa Richard Rorty pisał, że „prawda was zniewoli”.
Konsekwentnie, postmoderniści nauczają, że gdy „biokonserwatyści” twierdzą, iż są dwie płcie, ponieważ wynika to z żelaznych praw biologii, to genderyści mogą nauczać, że płcie wynikają z kultury i można być fizycznie mężczyzną, a czuć się kobietą. Zwolennicy agendy LGBT powiedzą, że małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny to wielka narracja chrześcijańska, gdy małżeństwa jednopłciowe to wielka narracja postnowoczesności. Każdy może być kim chce i jak chce, ponieważ nie istnieje zgodność pojęć ze stanami faktycznymi. Nazwy i pojęcia miałyby być umowne. Dotyczy to także prawdy, małżeństwa, płci itp. Podobnie jest z ekologizmem i ludzkim sprawstwem globalnego ocieplenia: jedni w ten mit wierzą, inni nie. Prawda o nim miałaby być tylko zbiorowym mniemaniem.
Koniec rozwoju
W starożytności i w średniowieczu ludzie szukali prawdy samej w sobie. Dlatego relatywizm współczesnej filozofii stoi w radykalnej opozycji do wszelkich prawd tradycyjnych. Gdy systemy wielkich Greków lub Objawienie są szanowane i studiowane, lecz jako „jeden ze światopoglądów pluralistycznego społeczeństwa”, to mamy do czynienia z klęską tychże koncepcji. Prawda nie była, nie jest i nie może być „pluralistyczna”. Prawda nie może stać obok fałszu i prowadzić z nim dialogu, gdyż nie sposób dialogować z nieistnieniem. Podobnie jest z nauką: ten, kto zbadał i wie, nie może uznać za prawomocną dyskusję z tym, kto nie ma pojęcia o tematach, o których się wypowiada. Poszukujące prawdy nauka, filozofia i religia, które rozszyfrowałyby problem, nie są możliwe w systemie opartym na zbiorowych mitach i wyobrażeniach, skoro z samej definicji wszelką prawdę uznano za relatywną.
Świat Zachodu dotarł do ściany. Doszedł do powszechnego zidiocenia, gdy pytanie o prawdę zastępują kampanie medialno-telewizyjne, a duchownych i naukowców – celebryci, robiący za autorytety postmodernistycznego świata. Ludzkość na naszych oczach kończy obracać się w wielkim kole dziejów, o którym pisał Heraklit z Efezu: rozwój ludzkiego intelektu dotarł do pewnego miejsca i, zamiast iść dalej, nagle zawrócił. Czas linearny zmienił swój kierunek. Linia czasu zawróciła i wraca do swojego początku, czyli do mitu, z którym – w imię rozumu – walczył Platon. Sensem tego wielkiego obrotu było wymyślenie smartfonu z dostępem do Internetu, abyśmy mogli rozmawiać za jego pomocą w jaskini o wyjściu z ciemności, o którym pisał wielki Platon.
Prawda nie może stać obok fałszu i prowadzić z nim dialogu, gdyż nie sposób dialogować z nieistnieniem.
Profesor Adam Wielomski
Tekst pierwotnie został opublikowany w dniu witrynie Nowoczesna Myśl Narodowa w dziale Pro Fide Rege et Lege.